W ramach wyjaśnień.

Na tym blogu zamieszczam swoje one-shoty, które są zamawiane na Facebookowej stronie Opowiadania o HP.

Dlaczego?

Jeżeli nie masz facebooka lub po prostu chcesz zachować dyskrecję możesz tutaj zaglądać i nawet zamawiać u mnie one-shoty właśnie tu.

wtorek, 19 sierpnia 2014







Scorpius Malfoy i Lily Potter. /Jamie/

Był samotnikiem odkąd pamiętał. Nie interesowały go głupie, infantylne gierki. Nie szukał przyjaciół. Nigdy zresztą ich nie miał. Ponadprzeciętna inteligencja dawała mu pewnego rodzaju przewagę nad rówieśnikami. Jego rodzice przez pewien czas zastanawiali się czy czegoś z tym nie zrobić, ale ojciec przekonał w końcu matkę i zaakceptowali go takim, jakim był.
Scorpius Malfoy siedział teraz sam w najbardziej oddalonym przedziale. Słyszał głosy wesołych uczniów oraz ich bezproduktywne i bezsensowne pogawędki. Patrzył na zmieniający się za oknem krajobraz zastanawiając się czy tylko jego życie jest takie nudne czy to wszyscy dookoła nie dostrzegają tej monotonności. Usłyszał, że po korytarzu przechodzi grupa rozchichotanych dziewczyn, prawdopodobnie młodszych od niego. Nie pomylił się.
~*~
- Dziewczyny, to nie jest dobry pomysł. On jest inny. – Lily próbowała przekonać swoje koleżanki, że zagadywanie blondyna i jakiekolwiek wysiłki w podrywaniu go, przyniosą najwyżej gorzkie doświadczenia i nieprzespane noce.
- Daj spokój. Przecież on jest chodzącym ideałem! – wykrzyknęła jakaś brunetka. – Inteligentniejszy od wszystkich, nawet nauczycieli, przystojny, samotny. Czego chcieć więcej? – Nie ustępowała dziewczyna.
- No właśnie Tina. Samotny. – szepnęła rudowłosa i odłączyła się od zdezorientowanych koleżanek.
Oczywiście, że jej się podobał, ale co z tego? Nie zauważał jej. Nie zauważał żadnej. Był zamknięty w swoim świecie. A jednak taki idealny i pociągający. Chciała poznać jego tajemnice, troski, wszystko. Kilka razy z nim nawet rozmawiała, ale wydawało jej się, że czytał z niej jak z otwartej księgi. Poszła do swojego pustego przedziału, oparła głowę o szybę i zasnęła z ironicznym uśmiechem na ustach. Już wiedziała, co będzie robić w tym roku. Będzie go mieć.
~*~
Ostatni rok nauki nie miał być dla niego wyjątkowy. Musiał tu po prostu siedzieć i uczyć się rzeczy, które już umiał. Uważnie obserwował ceremonię przydziału. Dziewczynka, która teraz siedziała na rozklekotanym stołku z tiarą na głowie, niejaka Cornelia Moon wydawała się być wyjątkowo spokojna i opanowana na tle innych dzieciaków, w których oczach było widać wyraźny strach. Wystarczyła mu minuta żeby wiedzieć, kim jest. Rodzice – wpływowi czarodzieje, nie interesują się nią, większość czasu siedziała z nią niania, która prawdopodobnie sama niedawno skończyła Hogwart. Nie będzie miała wielu koleżanek, ale z pewnością wielu adoratorów. Jest inteligentna i spokojna. Trafi do Ravenclaw. Po chwili Wielką Salę wypełnił głos tiary.
- Ravenclaw! – dziewczyna w żaden sposób nie zareagowała. Jedyne, co zrobiła to wstała i z obojętnym wyrazem twarzy ruszyła do swojego stołu. Złapali swoje spojrzenia, ale żadne się nie uśmiechnęło. Cornelia go zainteresowała.
Lily uważnie przyglądała się Scorpiusowi podczas ceremonii. Zwykle obojętny i niezainteresowany tym etapem rozpoczęcia roku szkolnego, teraz wpatrywał się bez mrugnięcia tej długowłosej, pięknej Krukonce. Wiedziała, że ta dziewczyna go zainteresuje. Tylko czym? Urodą? Z pewnością, ale nie o to chodziło. Oczy. Takie zimne i bez iskry strachu czy wahania. Zdecydowanie.
~*~
Nie mogła zasnąć. Ciągle widziała te szare, inteligentne oczy. Ten mężczyzna zamieszał jej w głowie samą swoją obecnością. Spojrzała na zegar. Wpół do piątej. Nie wytrzymała. Wstała, wzięła prysznic, ubrała się i wyszła z wieży Gryffindoru. Szła pustymi korytarzami nie mając pojęcia, dokąd zmierza. Tak bardzo chciała czymś zająć myśli, zrobić coś ciekawego, może nawet szalonego. Zatrzymała się gwałtownie. Za zakrętem dało się słyszeć czyjeś głosy, więc lekko wychyliła głowę i dostrzegła dwie postacie.
- Chciałabym w to wierzyć. – szepnęła ta niższa lekko opuszczając głowę. – Ale jestem za słaba.
- Każdy jest słaby. – odpowiedziała druga osoba, w której Lily rozpoznała Malfoy’a.
- Ty nie jesteś. – nastała dłuższa chwila ciszy, w której Gryfonka starała się przeanalizować te słowa. Kim jest ta druga osoba?
- Dużo o tobie słyszłam. – kontynuowała dziewczyna swoim aksamitnym głosem. – Chociaż nie jestem pewna czy warto tego słuchać.
- Ludzie wierzą w to, co chcą uwierzyć. Zapamiętaj to. – znów dało się słyszeć odgłos kroków. Lily nie miała pojęcia, co zrobić. Na ucieczkę było już za późno a odgłosy stawały się coraz wyraźniejsze. Po prostu stała i czekała na rozwój wydarzeń. W końcu chciała zrobić coś szalonego!
Po raz pierwszy w życiu zauważyła zmianę na twarzy Scorpiusa. Nie był to strach a raczej prawie niezauważalne zdziwienie. Szybko odzyskał zimną krew i zlustrował intruza. Nic nie powiedział a na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju aprobaty i może nawet uśmiechu. Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Dobrze wiedział, że dziewczyna za nim pójdzie. Tak też się stało.
Po kilku minutach stali na Wieży Astronomicznej parę metrów od siebie. Rześkie, wrześniowe powietrze smagało ich twarze i targało włosy. Ślizgon oparł się o barierkę i wpatrzył w horyzont.
- Myślisz, że cię nie zauważam. – rzucił w przestań nie odwracając się do niej. – Zastanawiasz się czemu taki jestem, ale… - podszedł do niej. Był tak blisko, może nawet za blisko. Uchwycił jej rękę. Czuła jak płonie pod jego dotykiem, choć starała się jak mogła by Malfoy tego nie dostrzegł. –Ale to wszystko, co mogę o tobie powiedzieć. Nie umiem niczego wyczytać z twojej twarzy. Nie mogę cię przejrzeć. – szepnął marszcząc nieznacznie brwi. Wydawał się być wściekły na swoją „nieudolność”
Lily nie miała pojęcia, co zrobić ani powiedzieć. Pragnęła go pocałować. Teraz. Ale nie mogła. Nie była pewna, co nią kierowało, ale uśmiechnęła się zadziornie do chłopaka. Miała wrażenie, że po tych słowach zaszła w niej ogromna zmiana. A może ujawniła się jej prawdziwa natura? Czuła coś w rodzaju dominacji. Odsunęła się nieco i zaczęła się przechadzać po Wieży.
- Czy to czyni mnie wyjątkową? – mruknęła wyzywająco a jej oczy błysnęły.
- Być może. – odpowiedział Scorpius równie tajemniczo i odszedł bez pożegnania.
~*~
Mijały kolejne dni a Lily zastanawiała się nad swoją sytuacją. Zawsze była raczej pewną siebie i zdecydowaną dziewczyną, nigdy też nie miała problemów z nawiązywaniem kontaktów z płcią przeciwną. Ale Scorpius był wyjątkowy. On nie chciał jej tylko „zaliczyć”. Wzdrygnęła się na tą myśl. Na myśl, że ten człowiek mógłby być zwyczajny. Miała plan do zrealizowania, a jakakolwiek sympatia do niego na pewno jej nie przeszkodzi.
Czyżbym cierpiała na rozdwojenie jaźni? Którą drogą mam pójść?
Tą ciekawszą. – odpowiedział cichy głosik w jej umyśle a ona po prostu go posłuchała.
~*~
Dlaczego nic nie widzę? Co zasłania mi pole widzenia? Co do cholery blokuje moje zmysły?
Malfoy siedział w pustym pokoju wspólnym Slytherinu i myślał o Lily Potter.
Takie piękne imię dla pięknej dziewczyny. Tylko, co się kryje pod tą śliczną powłoką? To doprawdy banalne pytanie. Więc gdzie odpowiedź? W co ona ze mną gra? – wciąż gorączkowo myślał obserwując szklaneczkę z whisky.
Mijały miesiące a oni rzucali sobie pełne tajemnicy i zainteresowania spojrzenia. Choć to nie wszystko. Scorpius dostawał od niej codziennie kilka listów. Nigdy nie odpisywał.
~*~
W końcu nadeszły święta. Żadne z nich nie zamierzało wracać do domu.
- Lily, czemu nie jedziesz z nami? – pytały zawiedzione przyjaciółki a ona tylko uśmiechnęła się nieznacznie.
- Mam coś do załatwienia. – szepnęła i ruszyła w stronę sowiarni. Znalazła tam białego jak płatki śniegu puchacza, naskrobała eleganckim pismem dwa słowa, złożyła kawałek pergaminu dwa razy i przyczepiła go do nóżki ptaka.
- Wiesz do kogo. – szepnęła i wypuściła ptaka.
~*~
W jego głowie toczyła się walka. Dwa słowa. Trzynaście liter. Milion podtekstów.

Wesołych Świąt.

~*~
Siedział w Pokoju Życzeń od kilku godzin ze wzrokiem wlepionym w okno. Cała ta gra go pochłaniała. Choć z drugiej strony wreszcie znalazł godnego siebie rozmówcę. Uśmiechnął się kpiąco i wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu, na którym napisał szybko :

Pokój Życzeń.

Kolejne dwa słowa. Skoro ta dziewczyna aż tak uwielbia gierki to, czemu by się nie pobawić?
Nie minęła godzina a Lily Potter przekraczała próg ogromnego pomieszczenia. Szybko dostrzegł zmianę w jej wyglądzie. Idealnie dopasowana czarna sukienka, elegancko upięte włosy i usta pomalowane krwiście czerwoną szminką. Stał naprzeciw niej z rękami założonymi z tyłu.

Idealna.

Nie powiedziała nic. Po prostu do niego podeszła i uważnie studiowała jego twarz. Nie pozostawał jej dłużny. W końcu Pokój Życzeń wypełnił jej głos.
- O co chodzi Scorpiusie?
- Myślę, że wiesz o co chodzi. Musimy porozmawiać, bo nie rozumem pewnych rzeczy. – powiedział cicho a ona odsłoniła swoje śnieżnobiałe zęby w kpiącym uśmiechu, ale również uniosła brwi z politowaniem.
- Czyżby?
- Tak. Byłaś blisko, ale poniosło cię. Gra była zbyt zawiła. Za dobrze się bawiłaś. – jego głęboki, męski głos działał na nią jak magnes, ale musiała zachować pozory.
- Nie można się za dobrze bawić. – rzuciła.
- Dreszczyk pogoni jest w porządku. Pragnienie rozrywki? Zgadzam się. Ale sentymenty? Sentymenty są defektem chemicznym przegranych. – tym razem to on zaczął się zbliżać. Jego brwi były zmarszczone, ale poza tym twarz mężczyzny nie wyrażała żadnych emocji.
- Sentymenty? Jakie znów sentymenty? – Lily była zdziwiona, przecież ten człowiek nie mógł czytać w jej myślach.
- Ty. – szepnął.
- Biedaku. – zbliżyła się do niego o krok. – Chyba nie myślisz, że naprawdę byłam tobą zainteresowana. Dlaczego? Bo jesteś wspaniałym czarodziejem, bystrym i przystojnym mężczyzną z ponadprzeciętną inteligencją?
- Nie. – stał tak blisko, że ich oddechy się mieszały. Był od niej sporo wyższy, ale mógł teraz spokojnie szeptać Gryfonce do ucha. Tak też zrobił. Przymknęła oczy, gdy mówił. Pozwoliła sobie na tą chwilę słabości. Ciepło jego ciała, jego perfumy. Pragnęła tego mężczyzny. Nie. To niemożliwe. Nawet nie zauważyła, kiedy ujął jej dłoń w swoją.
- Ponieważ zmierzyłem ci puls. – wciąż szeptał trzymając ją za rękę. – Jest podniesiony. Źrenice masz rozszerzone. – Puścił ją i zaczął zmierzać w przeciwnym kierunku. – Wszyscy myślicie, że miłość jest dla mnie tajemnicą, ale chemia jest niesłychanie prosta i destrukcyjna. – Znów się do niej odwrócił. –Gdy się poznaliśmy sprawiałaś wrażenie zagubionej. – Westchnął. – Idealne zagranie. Byłaś pewna, że wciągniesz mnie w porachunki z Cornelią. Litości. Byłabyś od niej sto razy lepsza. – uśmiechnął się triumfalnie. – Tylko pytanie co cię powstrzymało? Czemu jesteś dla mnie zagadką? Może dlatego, że sama siebie nie znasz?
Dziewczyna nie wytrzymała. Z jej oczu popłynęły łzy.
- Miałeś być mój. – szepnęła i utkwiła w nim swoje spojrzenie jednocześnie sięgając po różdżkę. – Ale skoro tak się chcesz bawić to będę zmuszona zrobić ci krzywdę.
Malfoy po prostu stał i słuchał dziewczyny. Widział jak wyciąga różdżkę i w niego celuje. Tym razem zdjęła maskę. Nabrała powietrze i zaczęła wypowiadać zaklęcie. Nie zamierzał reagować. Pozwolił jej na wszystko. Ostatnie słowa, które usłyszała z ust Scorpiusa było „zawsze cię kochałem Lily.” A potem w jego pierś uderzył zielony promień.
~*~
Lily Potter zerwała się z łóżka zlana potem, uściskiem w gardle i łzami w oczach. Przy jej łóżku stała cała rodzina. Rozejrzała się wystraszona i poczuła jak przytula ją matka.
- Spokojnie Lily, to był tylko zły sen. Musisz już wstać. Niedługo odjeżdża twój pociąg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

123 Lorem ipsum

Statystyka