W ramach wyjaśnień.

Na tym blogu zamieszczam swoje one-shoty, które są zamawiane na Facebookowej stronie Opowiadania o HP.

Dlaczego?

Jeżeli nie masz facebooka lub po prostu chcesz zachować dyskrecję możesz tutaj zaglądać i nawet zamawiać u mnie one-shoty właśnie tu.

wtorek, 19 sierpnia 2014







Draco Malfoy Luna Lovegood /Jamie/

Luna Lovegood leżała na plecach i patrzyła w błękitne, bezchmurne niebo. Czuła woń świeżej trawy, a małe kropelki wartkiego strumyka, przy którym odpoczywała spadały na jej mlecznobiałą skórę. Z domu dochodziły odgłosy maszyny odpowiadającej za produkcję Żonglera. Krukonka uśmiechnęła się promiennie i zaczęła rozmyślać, jakie niesamowite przygody spotkają ją w tym roku szkolnym.
~*~
Luna siedziała sama w przedziale i patrzyła na drzwi. Wyczekiwała swoich przyjaciół, których miała naprawdę niewielu, bo wszyscy uważali ją za dziwaczkę. Nie przejmowała się tym. Nie pragnęła być rozumiana tylko szczęśliwa. W końcu kogoś zauważyła. Od razu spojrzała w te stalowe oczy, zwykle pełne chłodu i nienawiści. Jednak tym razem dostrzegła w nich tylko nieopisany smutek, który wręcz ścisnął jej serce. Przez chwilę poczuła jakby pocałowało ją stu dementorów. Draco Malfoy zatrzymał się na chwilę i spoglądał na tą niewinną dziewczynę.
Dlaczego muszę to zrobić? – pomyślał i odwrócił wzrok, bo zbyt bolała go myśl o czystości i radości tej młodej, pięknej osóbki.
Kilka minut po odejściu blondyna, Luna wciąż patrzyła zszokowana na drzwi a jej wyraz twarzy ani trochę się nie zmienił, gdy do przedziału wpadli uradowani Gryfoni. Dziewczyna prawie w ogóle nie odzywała się podczas drogi. Jedyne, do czego była zdolna to podparcie głowy na ręce i patrzenie z obojętnością na zmieniający się krajobraz, choć tak naprawdę w jej umyśle zapanował prawdziwy chaos.
Gdy nareszcie zaczęła się uczta w Wielkiej Sali Luna, choć czuła, że ściska jej się żołądek, nic nie tknęła. Po prostu nie mogła. Była zbyt pochłonięta przyglądaniem się Ślizgonowi. Teraz miała na to trochę więcej czasu. Ze smutkiem stwierdziła, że wygląda jak siedem nieszczęść. Schudł, skóra poszarzała, cienie pod oczami uwydatniały zmęczenie. I najważniejsza rzecz, która najbardziej zaniepokoiła Krukonkę. W jego oczach nie dostrzegła tej iskry ironii i wyższości. Widać, że arystokrata skurczył się w sobie i bardzo nie chce być w centrum uwagi. Ale dlaczego?
I nagle chłopak uniósł na nią swój wzrok. Jakby od początku wiedział, że dziewczyna się w niego wpatruje. Dreszcze wstrząsnęły jej kręgosłupem. Te oczy… Ziały tak głęboką pustką. Szklane oczy. Jak u lalki. Starej, zapomnianej lalki. Przestraszyła się, bo czuła, że czai się w nich coś złego.
Wstała od stołu, nie zważając na zdziwione spojrzenia reszty Krukonów i pytania czy dobrze się czuje. Chciała być jak najdalej. Prawie wybiegła z Wielkiej Sali.
Przemierzała puste, zimne korytarze nie mogąc pozbyć się z głowy tego przerażającego obrazu. Nie potrafiła opanować drżenia rąk i nóg. Miała wrażenie, że nie dotrze do swojej wieży. Z dala usłyszała jakieś głosy, które z każdym jej krokiem stawały się coraz wyraźniejsze. Luna szybko zrozumiała, że dochodzą z Łazienki Jęczącej Marty. Lubiła tego ducha, choć czasami nie mogła zrozumieć ciągłej chęci do pozbawienia się życia, które wbrew pozorom jest cudowne i warte jak najlepszego i najszczęśliwszego spożytkowania.
- Nie potrafię, nie umiem. – szlochała osoba stojąca przy zlewie. Nie widziała jej twarzy, ale od razu rozpoznała ten głos, teraz drżący i bez cienia kpiny. Podeszła cicho do Ślizgona, położyła rękę na jego ramieniu, który szybko się odwrócił. Nawet nie potrafił ukryć strachu i wstrząsających nim dreszczy.
- Nie bój się, Draco. Nie chciałam cię wystraszyć. – szepnęła Krukonka i ludzkim odruchem przytuliła do siebie wciąż roztrzęsionego chłopaka. Długo nie mógł się uspokoić, więc przytulała go coraz mocniej. Po dłuższym czasie lekko ją od siebie odsunął.
- Przepraszam. – szepnął prawie niedosłyszalnie a po jego policzku spłynęła jedna łza, którą Luna delikatnie otarła.
Przecież potwory takie jak ja nie mają łez – pomyślał i podniósł wzrok.
Wielkie, niebieskie, inteligentne oczy wpatrywały się w niego z nieocenioną troską. Poczuł ukłucie w sercu. ( Nie masz serca ! – krzyczało sumienie. Nie masz zrozumienia ! Nie masz odwagi ! Nie masz niczego!) Zamknął oczy i znów wpadł w ramiona drobnej blondynki.
Po kilku minutach wyswobodził się z jej cudownego uścisku, którego tak bardzo teraz pragnął i potrzebował. Pogładził dłonią jej policzek.
- Luna, proszę. Spotkaj się ze mną jutro. – Szepnął i poczuł, że serce boli go coraz mocniej pod wpływem jej idealnego uśmiechu.
- Dobrze, Draco. – Wtuliła się w jego dłoń, jeszcze raz mocno przytuliła i z nowymi siłami, bez cienia strachu ruszyła do swojego dormitorium.
Malfoy osunął się po ścianie i zaczął płakać.
~*~
Luna znów obudziła się w cudownym humorze, ze świadomością, że ktoś będzie na nią czekał. Draco Malfoy był dla niej zawsze wielką, nieosiągalną zagadką bez rozwiązania. Wszystkie zajęcia, które miała tego dnia stały się tylko niewyraźnym tłem w jej rozważaniach tego, co może się dzisiaj zdarzyć. Podczas kolacji dostała wiadomość, że blondyn będzie na nią czekał o 21 przed głównym wejściem.
Podekscytowana miała obrazy ludzi, którzy jakoś przyczynili się do powstania Hogwartu zapisując się tym samym na kartach historii. Tym razem nie myślała, czym owe osobistości się popisały. Teraz liczył się tylko ON.
Gdy zauważyła blond czuprynę, serce zabiło jej mocniej. Chciała go przytulić, ale się odsunął i uśmiechnął smutno łapiąc ją za rękę i wyprowadzając na szkolne błonia. O nic nie pytała. Zaufała mu.
Nie czuła strachu, gdy zbliżali się do Zakazanego Lasu, choć w głębi duszy wiedziała, że postępuje nierozważnie. Ale czymże byłoby życie bez ryzyka, prawda? Nie wiedziała jak wiele straci.
Po kilkunastu minutach marszu między leśną gęstwiną znaleźli się na okrągłej łące, zalanej księżycowym blaskiem. Luna podziwiała kolorową roślinność nieświadoma tego, że blondyn wycelował w nią różdżkę i szepnął.
- Drętwota. – A ona padła zszokowana na trawę.
Patrzyła przestraszonymi, załzawionymi oczami na chłopaka, który ponownie uniósł różdżkę, drżącą ręką i rzucił zaklęcie niewybaczalne.
- Avada Kedavra.
Poczuła jak osuwa się w ciemność, a ostatnią rzeczą, którą usłyszała był stłumiony szloch Dracona. Wybaczyła mu, choć on już nie mógł się o tym dowiedzieć.

2 komentarze:

  1. Smutne,Draco miał problemy z psychiką po przejściu na stronę Voldemorta szkoda że nie było pocałunku

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutne,Draco miał problemy z psychiką po przejściu na stronę Voldemorta szkoda że nie było pocałunku

    OdpowiedzUsuń

123 Lorem ipsum

Statystyka