W ramach wyjaśnień.

Na tym blogu zamieszczam swoje one-shoty, które są zamawiane na Facebookowej stronie Opowiadania o HP.

Dlaczego?

Jeżeli nie masz facebooka lub po prostu chcesz zachować dyskrecję możesz tutaj zaglądać i nawet zamawiać u mnie one-shoty właśnie tu.

środa, 20 sierpnia 2014







Lord Voldemort i Draco Malfoy / Jamie

„Przetnij te więzy, zerwij łuski z oczu,
Tylko szaleniec w swym szaleństwie twierdzi
Że kręci kołem, które go toczy” T.S. Eliot

Znów ugrzązł w gęstym błocie. Mgła mocno ograniczała widoczność, ale nie przejmował się tym. Blond włosy, zawsze idealnie ułożone teraz były potargane i brudne. Z twarzy zniknął ironiczny uśmiech a z zaczerwienionych, pustych oczu płynęły łzy żłobiąc tory na jego młodej choć zmęczonej twarzy. W ręce trzymał gruby sznur.
Jak niewiele trzeba, żeby kogoś złamać? Chociaż może to jest aż zbyt dużo? Zabrać mu wszystko, co ma i kocha. Dom, rodzinę, pieniądze. Ale czy można zabrać człowiekowi człowieczeństwo? A co jeśli człowiek od początku go nie posiada? Pociągnął nosem i uwolnił jedną nogę z gęstej mazi. Jego umysłu nie chciały opuścić wszystkie najczarniejsze myśli. Z drugiej strony, przecież idzie się zabić, do cholery! Trudno w takiej chwili myśleć o beztrosko hasających jednorożcach.

Co się ze mną stało?

Kim jestem?

Czym jestem?

Oparł się o gruby pień wysokiego drzewa i zaczął głęboko oddychać. Nie miał pojęcia ile przeszedł już kilometrów. W pewnej chwili naszły go dziwne myśli. Zaczął się zastanawiać nad całym swoim życiem. Czy dobrze je przeżył? Czy w ogóle je przeżył? Chciał przeprosić wszystkich, szczególnie Potter’a, Granger a nawet Wiewióra… Znaczy Wesaley’a. Nieważne. I tak go nie usłyszą. Może nawet by mu nie wybaczyli. Nie komuś takiemu. Zwykłemu potworowi. Pieprzony siedemnastolatek, który ma na swoim koncie więcej zabójstw niż lat. Doprawdy zabawne. I ten czarny humor. Smutne, bardzo smutne było jego życie. Właściwie co to za egzystencja? Chyba nigdy nie doświadczył problemów zwykłych nastolatków. Nie zastanawiał się czy jego rodzicom będzie starczyło pieniędzy na podręczniki nie wspominając o nowej miotle czy sowie. Zawsze dostawał to czego chciał. Bez zbędnego czekania na urodziny, o których zresztą jego rodzice nigdy nie pamiętali.

A teraz? Jego ojciec siedzi w Azkabanie a matka gości w domu Śmierciożerców. A on? Siedzi na jakimś bagnie niewiadomo gdzie, niewiadomo dlaczego. Temperatura obniżała się z każdą minutą, ale miał to gdzieś. Może nawet zamarznąć, umrzeć z głodu, cokolwiek. Spojrzał w niebo. Jedynym źródłem światła był Księżyc w pełni i mnóstwo gwiazd, które zdradzały jak ciepły będzie jutrzejszy dzień. Mgła zrobiła się jeszcze gęstsza a sowy pohukiwały na gałęziach wysokich drzew przygotowując się do nocnych łowów. Westchnął głęboko i wstał podpierając się o gruby pień. Kilkanaście centymetrów nad jego głową wyrastała wystarczająco mocna gałąź. Szybko zawiązał na niej sznur i za pomocą różdżki przeniósł wielki kamień, który robił za coś w rodzaju stopnia. Stanął na nim, wyrzucił swoją różdżkę w błoto i założył pętlę na szyję. Wahał się jeszcze przez kilka minut, ale w końcu zamknął oczy i zszedł z kamienia. Przez chwilę czuł jak gruby sznur wbija mu się w skórę i odcina dopływ krwi bogatej w bezcenny dla mózgu tlen. Nim stracił przytomność usłyszał jakieś nieznane mu zaklęcie i chwilę później leżał znów na ziemi.

Nawet nie potrafię się zabić, zakpił i otworzył oczy.

Nie od razu rozpoznał osobę, która nad nim stała i z rozczarowaniem kiwała głową na boki. Lord Voldemor nie był zadowolony, że musi szukać swojego poplecznika na bagnach a na dodatek w ostatniej chwili musi ratować jego marne życie. Niestety, był mu bardzo potrzebny. Gdy chłopak nareszcie oprzytomniał i unormował swój oddech, zdołał usiąść.

- To nie było zbyt mądre, nie uważasz Draconie? – spytał spokojnie Tom Riddle i spojrzał z góry na wypranego ze wszelkich emocji dzieciaka, który mógł całkiem zniszczyć jego genialny plan. Blondyn milczał, ale czarnoksiężnik się tego spodziewał. Wątpił, że syn Lucjusza będzie prosił o przebaczenie. Ach, jakież to żałosne, wszyscy są tacy słabi. Jak ci ludzie mogą codziennie na siebie patrzeć? Nieważne. Musi nauczyć tego dzieciaka trochę pokory. Wyjął różdżkę i wycelował nią w chłopaka, który spojrzał na niego w sposób, który mówił „skoro i tak chcesz mnie zabić, to, czemu nie dałeś mi tego zrobić po swojemu?” Nim z jego ust wydobył się jakiś głos, Voldemort rzucił zaklęcie niewybaczalne.

- Crucio!

Wił się z bólu w błocie a każdy neuron błagał o choć chwilę wytchnienia. Głowa bolała go tak bardzo jakby pękła mu czaszka. Nawet najmniejsze włókno mięśniowe kurczyło się i rozkurczało sprawiając tym chłopakowi jeszcze większy ból. Najgorsze w tym zaklęciu było to, że nieważne jak bardzo chcesz wtedy umrzeć, ono cię nie zabije. Nie miał pojęcia jak długo Voldemort go tak karał, ale w końcu ból ustał tak szybko jak się pojawił ustępując miejsca roztrzęsieniu. Teraz Draco zaczął się naprawdę bać. Patrzył na Czarnego Pana, który uśmiechał się do niego ciepło i zapewne penetrował teraz jego umysł. Nie miał tyle siły żeby stawić opór. Już nie. Voldemort poszedł do niego i pochylił się tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów.

- Zapamiętaj Draconie, że jeśli przyjdzie ci do głowy znów zrobić coś takiego, nie zabiję tylko twojej rodziny. Zabiję wszystkich twoich przyjaciół a ich ciała rzucę na pożarcie zwierzętom. Rozumiesz? – spytał ostrzej a Ślizgon kiwnął nieprzytomnie głową. Chciał płakać, krzyczeć, wyć. Myślał tylko o sobie. Nie przeszło mu przez myśl, że może na tym ucierpieć także jego rodzina.

Czarny Pan uśmiechnął się triumfalnie widząc wystraszone spojrzenie swojego poddanego, więc napawał się tym jeszcze przez jakiś czas. W końcu Draco opuścił wzrok.

- Jesteś moją własnością. Już na zawsze – powiedział Voldemort i zniknął w ciemnościach.

1 komentarz:

  1. Jeżeli można zamawiać... To ja poproszę o...Hmmmmmmmmmm... Daforge :D George Weasley&Dafne Greengass :3

    OdpowiedzUsuń

123 Lorem ipsum

Statystyka